sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 20 : )

*Z perspektywy Nicole*


Gdy poczułam na swych polikach dotyk ciepłej dłoni, momentalnie się obudziłam. Spojrzałam w górę, gdzie ujrzałam szaroniebieskie oczy. To był Louis. Uśmiechnęłam się szeroko nadal patrząc w jego oczy,a on nie był lepszy. Znów to robił...wpatrywał się swoimi szaroniebieskimi oczyma w moje...brązowe niczym NUTELLA. Uśmiechał się nadal gładząc mój polik swą dłonią i wpatrując się we mnie. Otworzyłam swe bladoróżane usta by coś powiedzieć, ale on mi na to nie pozwolił...zamykając mi usta pocałunkiem. Oderwaliśmy się od siebie, on wciąż patrzył na mnie i szepnął swym anielskim głosem:
- Kocham Cię.!
A ja w ramach odpowiedzi cmoknęłam go delikatnie w polik i odparłam:
- Aaa....um...gdzie jest Justyna.? Przecieee...ż ona zasnęła tu wczoraj i......no właśnie gdzie ona jest.?
Lou zachichotał i odpowiedział:
- Harry ją zaniósł do jej pokoju.
- Harry powiadasz - mówiłam poruszając przy tym zabawnie brwiami i uśmiechając się znacząco, gdy Tommo wziął mnie na ręce i w podskokach ruszył w stronę  schodów. Przestraszona i jednocześnie szczęśliwa machałam nogami i wrzeszczałam nie zważając na to, że co niektórzy śpią, a Boo Bear zamknął mi usta pocałunkiem bym przestała krzyczeć i szepnął:
- Ciiiiii...- przy czym puścił mi oczko. Na dole zaniósł mnie do kuchni niczym Shrek Fionę. Na stole czekały płatki z mlekiem,  a między miseczkami rozsypane były płatki bladoróżanych  róż, takich jak lubię oraz  dwie świeczki na środku. Banalne, ale urocze. Spojrzałam na niego  uśmiechając się promiennie  i powiedziałam:
- Dziękuję.! Nie masz pojęcia jak się cieszę, że Bóg zesłał mi takiego anioła jakim Ty jesteś. - zarówno w moim jak i jego  zakręciła się łza...łza szczęścia, że mamy siebie. Złożył na mych ustach delikatny pocałunek, po czym postawił mnie na podłogę i jak na dżentelmena przystało odsunął krzesło bym mogła usiąść. Oboje zabraliśmy się za zjedzenie śniadania przygotowanego przez Lou...

*Z  perspektywy Isabelle*



Przyznam, że kąpiel była długa i relaksująca jak nigdy. Zaraz po kąpieli ubrana i całkiem odświeżona wyszłam z pokoju i zaglądając do wszystkich pokoi po kolei wreszcie trafiłam na pokój Zayna. Weszłam po cichu do środka, gdyż Malik spał. Przysiadłam koło niego delikatnie i wpatrywałam się w jego zamknięte oczy, gdy on w jednej sekundzie otworzył je.  Spojrzał na mnie i ochrypniętym głosem odparł:
- Któ...która jest godzina.?
- Grubo po 11 - odparłam, a mulat zerwał się od razu na nogi, a ja wstałam i stanęłam przed nim. Spojrzałam mu w oczy, a on nie był lepszy...znów to robił...wpatrywał się swoimi brązowymi oczyma w moje niebieskie niczym Ocean Spokojny...spokojny tak samo jak jego wzrok. Wziął moje dłonie, odwrócił środkiem na zewnątrz i patrzył...patrzył na moje rany, gdy z jego oczu spływały łzy...jedna po drugiej prosto na moje rany, topiąc się, a raczej wsiąkając w zaschniętą krew.  Wyjęłam jedną z rąk z jego dłoni  i przetarłam jego morke a zarazem zimne od łez poliki, po czym delikatnie szepnęłam:
- Co teraz z nami będzie.?
Nie wiedziałam czemu szeptałam, może dlatego, że nie chciałam psuć nastroju, a Zayn zakłopotany patrzył na mnie, gdy powiedział:
- Isabelle ja...ja - mówił łamiącym się głosem, a z oczu znów spływały mu łzy - nie wiem. Uwierz mnie też jest ciężko...ta ustawka z Perrie i teraz jeszcze my.
Spojrzałam na niego przez szeroko otwarte oczy i całkowicie zdziwiona wykrzyknęłam:
- Jak to.?! Jaka ustawka.?
- Ups...ehm nie powinienem Ci mówić o tym, ale ja i Perrie to jedna wielka ustawka, po to aby wypromować naszą nową płytę.
Z oczu spływały mi tysiące łez...niczym strumień. Pomimo tylu ran na rękach biłam go pięściami po klatce piersiowej i krzyczałam cała we łzach:
- Dlaczego.?! Dlaczego.?!
Malik objął mnie, przyciągając ku sobie, co sprawiło, że przestałam go bić, ale nie przestałam płakać. Cała zalana łzami wtuliłam się w niego jak najmocniej...czułam się przy nim bezpieczna tak samo jak przy Niallu. Mulat zaczął:
- Isabelle myślę, że musimy dać sobie czas...- po czym złożył na mych ustach delikatnego całusa, a ja oderwałam się od niego i nadal płacząc powiedziałam:
- Zayn, to wszystko mnie przerasta. Wybacz muszę sobie to przemyśleć.
Wybiegłam z jego pokoju  prosto do swojego, z któeego zabrałam ipada oraz portfel i udałam się do Starbucks na małą czarną...


*Z perspektywy Zayn'a*

Klapnąłem na łóżko, gdy zadzwonił telefonu.  Na wyświetlaczu widniało zdjęcie Perrie. Nie chciałem odbierać, ale musiałem, bo taka była umowa i postąpiłem według niej.
- Cześć misiaczku pysiaczku.! - powiedziała swym anielskim głosem...co jak co, ale głos to ona miała.
- Heejka.! - odparłem.
- Mam propozycję nie do odrzucenia, mianowicie zapomnijmy o tym co wydarzyło się wczorajszego wieczoru i spotkajmy się. Za pół godziny przyjadę po Ciebie. Papatki misiaczki.!
Nawet nie dała mi dojść do słowa. Miałem już dosyć tego wszystkiego. Nie chodzi tylko o tę ustawkę, ale też o inne rzeczy. Odkąd jesteśmy w zespole o wszystkim decyduje managament. Nie mamy już swojego prywatnego życia, ale jednego nie mogą nam odebrać, a mianowicie tego jakimi ludźmi jesteśmy. Nigdy nas nie zmienią...rozmyślałem tak gdy do pokoju wparowała Perrie.
- No cześć.! Przyjechałam wcześniej, bo pomyślałam, że chciałbyś więcej czasu spędzić ze mną.
- Alee-e-ee...- i tu nie dała mi nic powiedzieć zamykając me usta pocałunkiem, a gdy wyrwałem się z jej objęć ona wzięła mnie za rękę i odparła:
- No chodźmy już misiaczku. Limuzyna czeka.
Westchnąłem głęboko i tak jak ona kazała tak też zrobiłem...


*Z  perspektywy Nicole*


Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, gdy Lou nachylił się nad stołem...blisko mej głowy. Nasze usta dzieliły milimetry, a nawet nanometry, gdy do kuchni dosłownie wbiegł zdyszany Liam  i zakłopotany a zarazem zadyszany powiedział:
- Ups...to może ja lepiej się cofnę - na co ja i Lou westchnęliśmy tylko głęboko, a on robiąc oczka kota w butach z Shreka, bo tak potrafił, patrzył na nas błagalnym spojrzeniem.
- Mów - powiedział Lou, a ja zachichotałam lekko.
- Pomóc musicie sprawa bo jest taka - mówił szybko i całkiem niezrozumiale. Zaśmialiśmy się z Louisem,  a  ja wstałam do Liama i klepiąc go po ramieniu mówiłam:
- Ej...Daddy spokojnie...wdech i wydech. Zachowaj spokój, wszystko pod krontolą. - poruszałam przy tym zabawnie brwiami i dyskretnie puściłam oczko do Lou, na co on zaśmiał się, a Liam zaczął:
- Więc...ehm...dziś jest ważny dzień...to znaczyy...
- Znaczyyy....-ciągneliśmy z Lou.
- Dziś mija dokładnie rok odkąd ja i Martine jesteśmy razem.
- Ooooo jak słodko. - powiedziałam a Lou uśmiechając się niecnie powiedział:
- I co w związku z tym.?
- Chciałbym coś przygotować z tej okazji, coś wyjątkowego. - odparł Liam, a ja całkiem podekscytowana tym mówiłam:
- Hmm...nie martw się Daddy, pomogę Ci - a on uradowany tą nowiną wziął mnie na ręce i zakręcił, na co Boo Bear zmierzył go wzrokiem i chrząknął znacząco, a Liaś widząc to od razu postawił mnie na podłogę, a ja podeszłam do Lou i  subtelnie musnęłam jego  polik.
- Czekaj na mnie, tu nie ruszaj się stąd, a ja pójdę się ubrać.
- Przecież jesteś ubrana - odparł Liaś śmiejąc się, a ja przewróciłam tylko oczami i od razu pobiegłam na górę, a po dłuższej chwili zbiegłam na dół i razem z Liamem ruszyliśmy na miasto by przygotować niespodziankę dla Martine. W głowie miałam już cały plan, trzeba go było tylko wcielić w życie...



*Z perspektywy Justyny*



Spałam jak zabita, gdy znajomy głos zaczął śpiewać:
- It's time to get up in the mornig... - poznałam tę chrypkę -  in the morning...in the mooorniiiiing - wyciągnąl wysoko,  a ja niewiele myśląc rzuciłam w niego poduszką i przetarłam zaspane oczy.
- Pff...no wiesz...poduszką.? - powiedział Harry udając obrażonego i podniósł się by wyjść, ale nie zdążył, gdyż ja zupełnie nie przemyślając tego wskoczyłam na jego plecy, po czym, oboje wylądowaliśmy na podłodze...w dziwnej pozycji, ale na szczęście nikt wtedy nie wszedł do pokoju. Śmialiśmy się oboje...gdy Harreh zerwał się na równe nogi, a ja nadal leżałam z zamkniętymi oczami śmiejąc się jak najgłośniej tylko potrafiłam, kiedy poczułam, że latam, jednak gdy otworzyłam oczy okazało się, że Hazza podniósł mnie,  a ja rozczarowanym głosem powiedziałam:
- No wiesz...a ja myślałam, że latam i mój świat legł teraz w gruzach.
Nie wytrzymałam i znów zaczęłam się śmiać, a po chwili dołączył do mnie Harry.  Gdy już się opanowałam powiedziałam poważnym tonem:
- Poproszę na dół do kuchni w celu zjedzenia śniadania, a raczej drugiego śniadania.
- Jak możesz zjeść drugie śniadanie skoro nie zjadłaś pierwszego.? - mówił poruszając zabawnie poruszając brwiami.
- Proszę Cię. W końcu jestem Justyna ze mną wszystko jest możliwie.
Zaśmialiśmy się oboje, po czym Styles z szybkością Edwarda Cullena zniósł mnie do kuchni, gdzie natychmiastowo postawił mnie na podłodze i nadal obejnując w talii przyciągnął ku sobie. Patrzył na mnie swymi zielonymi oczyma niczym liście drzew wiosną...znów to robił, uwodził mnie wzrokiem. Przybliżył swą głowę do mojej, tak że nasze nosy stykały się czubkami, a usta dzieliły tylko milimetry. Wiedziałam co chciał zrobić, ale by uratować sytuację, sprytnie odwróciłam głowę i cmoknęłam go w polik, na co on uśmiechnął się, ale w jego oczach widać było rozczarowanie, gdy nagle usłyszeliśmy:
- Ooooo... - a ja odparłam:
- Tak Harry to uroczy chłopak. - na co Styles uśmiechnął się i objął mnie w talii próbując przyciągnąć mnie ku sobie, ale ja się nie dałam.
- Co racja to racja, wiadomo, że Hazza jest uroczy, ale nie o to mi chodziło. Oglądam sobie migdałki. Ooo... - powiedział Lou,  a gdy odwróciliśmy się...ujrzeliśmy Louisa siedzącego przy stole i trzymającego jednocześnie malutkie lustereczko, otwierającego przy tym szeroko buzie i powtarzającego przez cały czas 'Oooo'. Zaśmialiśmy się razem z Harrym, a ja rozglądałąm się za czymś do zjedzenia, gdy moją uwagę przykuło pudełko płatków i mleko w butelce. Sypnęłam trochę do płatków do buzi i popiłam mlekiem, po czym klepiąc się po brzuchu odparłam:
- No to śniadanie mam z głowy. - na co Harry odpowiedział śmiechem, a Lou odłożył lusterko i popatrzył na nas pytającym wzrokiem.
- Czy Wy no teen...jesteście razem.?
- Nieee.! - zaprzeczyłam, a Styles przyznał mi rację.
- Skoro nie to czemu Harry obejmuje Cię w talii.? - mówił poruszając zabawnie brwiami, a my zakłopotani spojrzeliśmy na siebie i jednym ruchem Harry zdjął swą dłoń z mej talii, a ja by zmienić temat zaczęłam:
- Dobra dobra Lou...lepiej mi powiedz co jest między Tobą a Nicole.?
- No bo wiesz ja...i Nicole jesteśmy parą od niedawna.
- Wiedziałam. Przecież to można na kilometr, że między Wami coś jest.
- Co powiecie na jakiś film.? - wykrzyknąl Harry.
- A będzie o marchewkach.? - odparł Boo Bear.
- Skoro nalegasz. - powiedział Styles, po czym całą trójką udaliśmy się do salonu, gdzie oddaliśmy się szukaniu czegoś godnego naszej uwagi...


*Z perspektywy Isabelle*


Siedziałam przy stoliku zamyślona, słuchając muzyki i popijając co chwila kawę, gdy podeszła do mnie kelnerka by dolać mi kawy. Patrzyła na mnie mrożącym krew w żyłach spojrzeniem z resztą tak jak wszyscy. Popatrzyła na me ręce, na co przewróciła oczami i dolała mi kawy, a ja podziękowałam uśmiechając się przyjaźnie. Nie wiedziałam o co chodzi im wszystkim. Każdy mierzył mnie wzrokiem...a ja nie zwracałam na nich najmniejszej uwagi, gdyż domyśliłam się, że zapewne chodzi o tę sytuację z Niallem. Patrzyłam w szybę, gdy podeszła do mnie tleniona blondyneczka i przysiadła się nie pytając o zgodę. Poznałam ją to była ta sama blondi, która kazała mi się odczepić od Horana.
- Proszę proszę...kogo ja tu widzę - zaczęła swym piskliwym głosikiem - O ile dobrze pamiętam miałaś się tutaj więcej nie pokazywać, ale mniejsza z tym. Słyszałam, że teraz wzięłaś się za naszego Malika. Szybka jesteś, ale ostrzegam Cię suko... - i nie pozwoliłam jej dokończyć, gdyż wstałam i wybiegłam przed kawiarnię. W oczach miałam tysiące łez, ale nie chciałam się rozkleić przy niej, nie chciałam jej pokazać, że jestem słaba. Cała we łzach biegłam przed siebie...mijały sekundy...mijały minuty, a ja nadal biegłam aż w końcu znalazłam się tam gdzie znaleźć się chciałam, czyli nad rzeczką, z którą wiązało się tyle wspomnień, ważnych chwil. Przysiadłam nad nią...z oczu nadal spływały mi łzy, gdy nagle poczułam jak ktoś siada obok mnie. Nie miałam siły odwrócić głowy i wcale nie musiałam, on zrobił to za mnie, po czym otarł me mokre i zimne od łez poliki, ale one nadal spływały z mych oczu niczym wodospad. To był Niall. Spojrzałam na niego i wtuliłam się w niego. Potrzebowałam go...potrzebowałam przyjaciela.
- Niall jak dobrze, że jesteś. Potrzebuję właśnie takiego kogoś jak Ty...przyjaciela jakim jesteś. - szepnęłam mu na ucho, po czym wyrwaliśmy się ze swych objęć.
- Przyjaciela... - powiedział rozczarowanym głosem.
- Niall chcę Cię przeprosić za dzisiejszy ranek, to nie jest tak jak myślisz. Ja Cię kocham, ale...ale jak brata.
- Rozumiem...można się przyzwyczaić do tego, że żadna dziewczyna mnie nie chce.
- Ale to nie tak.! - zaprotestowałam - Ja Cię chcę...chcę mieć takiego przyjaciela jak Ty. Tylko Ty mnie rozumiesz i każdego dnia dziękuję Bogu za to, że zesłał mi takiego anioła jakim jesteś właśnie Ty. - mówiłam, a z oczu spływały mi łzy...z lewego oka łzy żalu i wyrzutów sumienia, a z prawego łzy szczęścia, że w moim życiu pojawił się taki ktoś jak Niall.
- Isabelle wybacz, ale lepiej będzie jak ja pójdę do domu, wolałbym być teraz sam.
- Rozumiem, ale pamiętaj jestem z Tobą. - i po tych słowach Horan podniósł się i swój plan wcielił w życie, a ja nadal siedziałam nad rzeczką wpatrując się w me odbicie, które rozmywały pływające ryby...



*Z perspektywy Martine*

Odkąd tylko wstałam wkradłam się na konto Liama i zrobiłam followspree, gdy nagle zaczęła mnie zastanawiać jedna rzecz, a mianowicie to gdzie on jest. Nie zostawił żadnej kartki, kompletnie nic, a to nie w jego stylu. Pomyślałam, że może będzie na dole, więc zbiegłam na dół, ale tam też go nie było. Zawiedziona i zmartwiona jednocześnie dołączyłam do całej trójki siedzącej w salonie i oglądającej telewizję. Razem oddaliśmy się oglądaniu filmu o hodowli marchewek, który wybrał Lou. Acchh...cały Boo Bear...


*Z perspekyty Niall'a*


Siedziałem w swoim pokoju sam jak palec, ale to mi odpowiadało. Odkąd pamiętam zawsze gdy miałem zły dzień zamykałem się w pokoju zupełnie sam. Nagle ktoś jednym kopnięciem otworzył drzwi mojego pokoju...to była Isabelle trzymająca kubki z czymś do picia i jedzeniem.
- Podobno zamawiał pan gorącą czekoladę i obiad z Nando's, więc przybyłam. - mówiła uśmiechając się od ucha do ucha, a ja zaśmiałem się tylko, po czym wstałem i pomogłem jej z tym wszystkim.
- Pomyślałam, że zarówno mi jak i Tobie przyda się coś do zjedzenia, przyjaciel i dobry film.
- Dziękuję, że jesteś. - powiedziałem i przytuliłem ją jak tylko najmocniej potrafiłem.
- Nie dziekuj mi tylko moim rodzicom. - oboje zaśmialiśmy się, a następnie usiedliśmy wygodnie na kanapie jedząc obiad i oglądając jakiś horror, który przyniosła Isabelle...


*Z perspektywy Martine*

Mijały minuty...mijały godziny, a Liaś jeszcze nie przyszedł. Martwiłam się. Był już późny wieczór, gdy do domu wbiegła zdyszana Nicole.
- Martine i Lou...chodźcie ze mną. - powiedziała, biorąc co chwila głęboki wdech i wydech.
- Aleee...po co.? - spytałam zdziwiona.
- Żadnego ale. - odparli równocześnie Louis i Nicole. Tak jak powiedzieli, tak też postąpiłam i udałam się do razem z nimi do samochodu, gdzie Nicole zasłoniła mi oczy czarną przepaską. Nie pytałam już o nic...wszystko było mi obojętne. Louis odpalił samochód i pojechaliśmy. Po jakimś czasie auto zatrzymało się i poczułam jak Lou bierze mnie na ręce. Po dłuższej chwili postawił mnie i odszedł. Nie widziałam nic kompletnie,  gdy nagle usłyszałam dobrze znany mi głos:
- You'll never love yourself like I love you...oooh - zaśpiewał. Objął mnie w talii od tyłu i cmoknął delikatnie w szyję, po czym  na mym prawym poliku złożył delikatnego całusa. To był Liam...poznałam ten głos, zapach perfum, ciepło, które biło z jego dłoni. Odwiązał przepaskę, jednocześnie uwalniając moje oczy. To co ujrzałam, nie miałam słów. Setki zapalonych świeczek ułożonych w kształcie serca, a w środku dwa krzesła, stolik, na którym stały dwie świeczki  i kolacja. Wszędzie rozsypane były płatki  róż...białych i czerwonych niczym krew. Podniosłam głowę wyżej i ujrzałam panoramę Londynu wieczorem. Na sam widok zabrakło mi  tchu w piersiach.
- Skarbie ja...ja  nie...mam słów. To wszystko jest takie piękne i tak dopracowane. - mówiłam, gdy odwróciłam się ku Liamowi, a on przyciągnął mnie ku sobie, przybliżył swą głowę do mojej tak, że czubki naszych nosów się stykały, a usta dzieliły milimetry. Wreszcie wbił się w me usta, a ja odpowiedziałam mu tym samym, po czym oderwaliśmy się od siebie, a Payne odwrócił mnie przodem do świeczek, stolika, panoramy i zaczął:
- Każda z tych świeczek symbolizuje każdy dzień naszego życia, spędzony razem. W sumie jest ich 365. Tak dokładnie rok temu w tym samym miejscu poprosiłem Cię o to byś została mą dziewczyną...
- ...a ja się zgodziłam. - dokończyłam, a w mym oku zakręciła się łza, która z czasem spłynęła po mym poliku, a Liam starł ją swą ciepłą dłonią. Mijały setne sekund...mijały sekundy...mijały minuty, a my trwaliśmy w swych objęciach wpatrując się w swe oczy, gdy wreszcie usiedliśmy przy stoliku. Liam otworzył szampana, ale ani ja, ani on nie chcielismy go pić, więc napiliśmy się zwyczajnego soku, po czym zabraliśmy się za kolację, gdyż oboje byliśmy głodni. W tle leciała moja ulubiona piosenka, czyli Moments...świeczki paliły się i nawet nie wahały się by zgasnąć, panorama Londynu wieczorem...było cudownie, ale to nie koniec niespodzianek. Payne wstał i stanął za mną, gdy na mej szyi zawiesił złoty łańcuszek ze złotym serduszkiem, na którego tyle wygraberowany był napis: Lartine. Uśmiechnęłam się szeroko i powiedziałam:
- Będę go nosić zawsze i wszędzie. Jestem  najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, dzięki Tobie. Dziękuję. - po czym złożyłam na jego wargach subtelnego całusa, a on nie puszczając mej dłoni usiadł na przeciwko mnie i po chwili oboje oddaliśmy się  rozmowie o wszystkim i o niczym...



----------------------------------------------------------------------------------------------------------


Dodaję kolejny rozdział, pomimo, że nie było 10 komentarzy. Najwidoczniej Wam nie zależy, ale ja piszę bo kocham to robić i nie przestanę. Raany nie wierzę, że to już 20 rozdział. Popatrzcie jak ten czas leci. Ten rozdział chcę dedykować naszym wszystkim czytelnikom. Kiedy zabrałam się za napisanie tego rozdziału nie mogłam przestać, naprawdę. To stało się moją pasją, a Wy staliście mi się niesamowicie bliscy, to naprawdę niezwykle niesamowite.
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Pozdrawiam. /Joanne

9 komentarzy:

  1. kocham twoje opowiadania :) pisz szybko następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. piękny jest !!! kocham goo i wreszcie Martine a to Lartine cudownie to wymyśliłaś ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. milo sie czyta, bede czesto zagladac.. :) a ogolnie, to swietny blog :) wpadnij do mnie i obserwuj, jesli blog Ci sie spodoba :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałaś nominowana do libster award :D
    Więcej informacji u mnie ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. super ! bardzi podoba mi sie twój blog, czekam na nastepny rozdział xoxo /Misia18188

    OdpowiedzUsuń
  6. Ona zakochana w nim,on na każdym kroku wyśmiewa się z niej,ale czy na pewno nic do niej nie czuje?!Przez niego ona popada w nałóg!Czy uda się jej wyjść z nałogu,czy będą oni razem? Jeśli chcesz to wiedzieć zapraszam do obserwowania i czytania mojego nowego bloga http://you-drugtome.blogspot.com/
    Ostrzegam blog różni się od innych blogów,w formie takiej,że występuje w nim dużo przekleństw! Zapraszam Martyna

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytam i się zachwycam :D Możesz oddać mi swój talent :)

    -Zapraszam do mnie. Dopiero zaczynam i nie wiem czy kontynuować :D Bardzo zależy mi na komentarzach :D
    http://i-and-my-life-with-one-direction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny i wspaniały. Zapraszam także na mój blog. http://befreeandloveyou.blogspot.com/ ( wiem dziwna nazwa, ale no cóż. Tak już zostało ;D ) Jest to coś nowego i innego, ale mam nadzieję, że się spodoba :D

    OdpowiedzUsuń
  9. ojej! kurde nie ma jak bloga znależź na akcji ;D
    ale świetnie piszesz :P
    rozdział świetny! jak i cały blog ;D
    nn! ;D

    OdpowiedzUsuń