niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 21 : )

*Z perspektywy Justyny*


Gdy Lou wyszedł razem z Nicole i Martine od razu chwyciłam za pilota, aby przełączyć na coś co jest godne naszej uwagi w przeciwieństwie do tego programu o hodowli  marchewek, lecz Harry nie pozwolił mi na to. Położył na mym udzie swą ciepłą i delikatną dłoń. Przyznam rozpraszało mnie to, ale udawałam, że mnie to nie rusza, gdyż nie chciałam być kolejną, która poszła na jego romantyczne gierki...chciałam by się postarał...by pokazał, że mu zależy. Styles nie poddawał się. Chwycił mą głowę w swe dłonie w taki sposób, że nasze usta dzieliły milimetry a czubki nosów stykały się. Znów wpatrywał się we mnie swymi zielonymi niczym liście wiosennych drzew oczyma. Odwróciłam głowę, a on zrezygnowany poddał się.Westchnął tylko głęboko i oparł się o oparcie kanapy, a ja nadal przełączałam z kanału na kanał.Czas mijał, a ja nadal nie mogłam znaleźć niczego godnego mojej uwagi. Również zrezygnowana oparłam się o oparcie kanapy. Westchnęłam głęboko, gdy Harry spojrzał na mnie i uśmiechając się złowieszczo zaczął:
- Więęcc...umm.
- ęcęcęcęcęęęccc - ciągnęłam.
- Jesteśmy sami...zupełnie. - mówił poruszając przy tym zabawnie brwiami...raz jedną, raz drugą.
- I co w związku z tym.? - odparłam zupełnie obojętnie, a on nic nie powiedział tylko nadal uśmiechając się chwycił mą dłoń i pociągnął. Nie wiedziałam gdzie biegnę. Wiedziałam tylko, że biegnę za Harrym i to mi wystarczało. Ufałam mu. Nagle zatrzymaliśmy się, a Styles rozejrzał się tylko, to w prawo, to w lewo i znów mnie pociągnął...znów biegliśmy.
 Mijały sekundy...mijały minuty, a my nadal biegliśmy gdy w końcu Harry zatrzymał się a ja razem z nim na małym, drewnianym pomoście nad rzeczką. Wyjęłam swą dłoń z dłoni Hazzy i podeszłam do barierki. Zamknęłam me brązowe niczym  NUTELLA oczy, wyciągnęłam ręce i poczułam się wolna, niezależna. Delikatny wietrzyk subtelnie rozwiewał me włosy to w prawo...to w lewo, gdy poczułam ciepły dotyk na mej tali. Dobrze wiedziałam do kogo należały dłonie obejmujące mnie. Tylko on był tu ze mną, a po drugie ten zapach perfum i ciepło bijące z jego dłoni...wiedziałam, że to on, czyli Styles. W tym momencie nie przeszkadzało mi to, a nawet chciałam tego. Wciąż miałam zamknięte oczy, a Harreh nadal mnie obejmował. Mijały setne sekund...mijały sekundy...mijały minuty, a my nadal trwaliśmy w tej cudownej chwili niczym Rose i Jack podczas rejsu do Ameryki. Nagle obrócił mnie ku sobie, a ja nadal miałam zamknięte oczęta. W pewnym momencie poczułam na swych ustach dotyk...dotyk  ciepłych i delikatnych ust. To oczywiste, że usta te należały do Hazzy.  Otworzyłam me brązowiutkie oczka, a przede mną co.? Kompletna pustka. Ten pocałunek...ach, wciąż wspominając tę chwilę ruszyłam w stronę domu, trzymając rękę w kieszeni sweterka, w której znalazłam karteczkę, na której widniał napis:
                                                         " Ty + ja + salon= romantic date xo 8 p.m."


Uśmiechnęłam się szeroko zarówno na zewnątrz jak i w duchu i z podniesioną głową szłam dalej. Wiedziałam, że ten wieczór odmieni moje życie. W podskokach udałam się na górę by się przyszykować...

*Z perspektywy Nicole*

Poczułam mocne uderzenie w tył głowy...upadłam, ciemność. Gdy odzyskałam przytomność, zobaczyłam swe odbicie w lustrze. Twarz cała we krwi, buzia zaklejona taśmą, ręce przywiązane do krzesła tak samo jak  nogi. Nie wiedziałam gdzie jestem. Rozglądałam się przerażona na wszystkie strony to w prawo to w lewo...gdy do pokoju weszła tleniona blondyneczka w czerwonych szpilach na 10 centymetrowym obcasie. Obsmarowywała mnie pogardliwym wzrokiem, gdy zza swych pleców wyjęła nóż. Srebrny, błyszczący nóż...można było się w nim przejrzeć.  Przeglądała się w nim, wykrzywiając głowę we wszystkie strony. Spojrzała na mnie  i uśmiechnęła się litościwie, a jednak złowieszczo wciąż obsmarowywując mnie pogardliwym wzrokiem.  Do oczu napłynęły mi tysiące łez, które z czasem zaczęły spływać po mych polikach.  Pewnym siebie krokiem podeszła do mnie i stanęła za mną. Nachyliła się nad moim uchem, a ja zaczęłam piszczeć z przerażenia, mimo iż miałam zaklejona usta.
- Suka...dziwka... - szeptała mocnym tonem do mego ucha - Odpieprz się od Louis'a nie zasługujesz na niego - mówiła coraz głośniej, aż w końcu zaczęła wrzeszczeć. Wzięła głęboki wdech i wydech, gdy znów to zrobiła...wyjęła nóż...błyszczący nóż...który przyłożyła do mej szyi. Zaczęłam piszczeć jak najgłośniej potrafiłam z nadzieją, że ktoś mnie usłyszy, ale ona nie zważając na to wbijała mi nóż coraz mocniej...od czubka do początku rękojeści...nagle obudziłam się. Przetarłam oczy i co ujrzałam.? Puste siedzenie w samochodzie...odetchnęłam z ulgą, iż był to tylko zły sen...a właściwie koszmar. Chciałam przejrzeć się w lusterku, lecz nie mogłam, gdyż przyklejono na nim kartkę:


Uśmiechnęłam się szeroko i przygryzając wargę wyszłam z samochodu, po czym w podskokach udałam się do sklepu, gdzie Tommo stał przy kasie z patelnią. Tak z patelnią...podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję, gdy on złożył na mych bladoróżanych wargach delikatnego i zarazem namiętnego całusa. Kasjerka chrząknęła znacząco, a my ledwo oderwaliśmy się od siebie chichocząc delikatnie pod nosem. Gdy odeszliśmy podeszła do nas fanka...tleniona blondyneczka....zupełnie jak ta ze snu. Otrząsnęłam się i objęłam Lou, a ona powiedziała:
- Mogę sobie zrobić z Tobą zdjęcie.? -  na co Lou odparł:
- Jasne. - uśmiechnął się przy tym, a ja odsunęłam się, na co ona spojrzała na mnie rozczarowana mówiąc:
- Ale chcę zdjęcie z miłością życia mojego idola.
Na co ja uśmiechnęłam się szeroko...jak najszarzej potrafiłam i ustawiłam się do zdjęcia. Uszczypnęłam Lou w jego seksowne poślady by zdjęcie wyszło bardziej naturalne, a on nie pozostał mi dłużny. Po zrobieniu zdjęcia Tomlinson poszedł do samochodu by spakować zakupy, a ja pozostałam razem z blondi. Gdy on odszedł ta od razu zmierzyła mnie pogardliwym wzrokiem, a uśmiech z jej twarzy zniknął.
- Suka...dziwka - jej zachowanie wobec mnie zmieniło się diametralnie - Odpieprz się od Louis'a, nie zasługujesz na niego...- miałam małe deja vu. Do oczu napłynęły mi tysiące łez, lecz powstrzymałam je...ledwo. Nie potrafiłam jej dłużej słuchać...nie mogłam, więc pobiegłam do samochodu, gdzie czekał Lou. Ukryłam łzy...nie chciałam by wybierał między mną a fanami. Tommo odpalił auto, a ja wciąż nie mogłam się otrząsnąć...dopóki mam Tomlinsona jestem i będę silna. Przed domem Lou niczym księżniczkę wniósł mnie na górę do pokoju...nie mojego lecz jego. W głowie wciąż miałam słowa tej blondi. Była taka miła...dopóki Tommo nie odszedł. Z tych rozmyślań wyrwał mnie Lou w pidżamie coca-coli trzymający w ręku dla mnie taką samą.


Rzucił nią we mnie, a ja przyjęłam po czym udałam się do łazienki by przyodziać pidżamę. W mgnieniu oka, to zrobiłam, a gdy wyszłam Lou leżał na łóżku czekając na mnie. Położyłam się obok niego i razem wsuwając popcorn zaczęliśmy oglądać film wybrany przez Lou...


*Z perspektywy Martine*




Rozmawialiśmy wciąż, gdy nagle Liam podniósł się i patrząc na mnie tym swoim wzrokiem, uśmiechnął się, po czym delikatnie się ukłonił wyciągając prawą dłoń. Nie musiał nic mówić...wiedziałam o co mu chodzi.  Rozumieliśmy się bez słów. Chwyciłam jego ciepłą dłoń, a drugą położyłam na jego ramieniu. On jedną ręką objął mnie w talii, a drugą trzymał moją...gorącą z wrażenia. Nasze brzuchy się stykały, a swój wzrok topiłam w jego brązowych tęczówkach, Liam nie był mi dłużny. Oboje uśmiechaliśmy się znacząco, gdy ja zrobiłam  pierwszy krok, potem Payne przejął pałeczkę i prowadził w tańcu. Przez cały czas patrzyliśmy sobie prosto w oczy, a światło Księżyca świeciło prosto na nas w taki sposób, że na dachu wieżowca tańczyły również nasze cienie...




Po długim i męczącym, ale jednocześnie przyjemnym tańcu podziękowałam mu, a on wpił się me usta, na co ja odpowiedziałam mu tym samym. Gdy wreszcie oderwaliśmy się od siebie Liam pociągnął mnie za dłoń. Nie miałam wyjścia....musiałam pobiec za nim. Zatrzymaliśmy się przed barierką, gdy Payne wyjął z kieszeni marynarki...kłódkę...złotą kłódkę z wygraberowanym napisem: "Lartine". Przypiął ją do barierki i zamknął na klucz, który następnie dał mi, a ja wyrzuciłam go za barierkę.  Uśmiechnęliśmy się do siebie jak najszerzej tylko  potrafiliśmy i trzymając się za ręce, ruszyliśmy do domu...mojego domu, gdzie spędziliśmy wspólnie noc oglądając nasze ulubione filmy, a raczej bajki...bajki Disneya...


*Z perspektywy Zayn'a*

Jak zwykle Pezz zaplanowała już resztę wieczoru...mieliśmy spędzić koniec dnia na oglądaniu jakiś romansideł w domu Edwards...oczywiście tak jak kazała królowa Perrie tak musiałem postąpić, bo managament...

*Z perspektywy Justyny*


Po odświeżeniu się i zrobieniu delikatnego makijażu, siedziałam przez cały w szafie...niedosłownie oczywiście. Przeglądałam wszystkie ubrania, jakie tylko miałam...bluzka po bluzce....sukienka po sukience....spodnie po spodniach...po czym wszystko lądowało na mojej kanapie. Zrezygnowana usiadłam w środku bałaganu panującego obecnie w mym pokoju. Rozglądałam się to w prawo...to w lewo w poszukiwaniu czegoś godnego założenia, gdy nagle coś mnie oświeciło. Ujrzałam turkusową sukienkę z cieniutkim, czarnym paseczkiem. Momentalnie znalazłam do tego inne dodatki i gotowa (  http://allani.pl/zestaw/593875 ) wyszłam z pokoju. Doszłam do schodów, z których już miałam zejść, jednak zapomniałam o jednej rzeczy...o fryzurze.! Przecież nie mogłam w takiej fryzurze wybrać się na randkę z Harrym, z Harrym Stylesem. Mimo, że w szpilkach, pobiegłam jak najszybciej mogłam do swojego pokoju, gdzie delikatnie przeczesałam swe długie włosy....teraz lekko falowane, pozostawiając je zupełnie wolne. Wtedy byłam już gotowa...powolnymi krokami schodziłam po schodach, u których końca czekał na mnie Hazza. Uśmiechnęłam się w duchu i na zewnątrz również, gdy ujrzałam loczka. On również uśmiechnął się. Był to raczej uśmiech zachwytu...

http://24.media.tumblr.com/39b1545747188f5d7d3b9460348ea038/tumblr_mi8nmdKpHv1rhxgcuo1_500.png

Zarumieniłam się, a on chwycił mą dłoń, a drugą objął w talii. Przybliżył swą głowę do mojej...w taki sposób, że nasze usta dzieliły milimetry. Już Hazza ułożył je w dzióbek, jednak ja odwróciłam głowę, przytulając go jak przyjaciela. On wciąż obejmował mnie w talii. Gdy wyjęłam głowę z jego ramion, on znów to zrobił...znów przybliżył swoją głowę do mojej. Wtedy nie wytrzymałam, poddałam się i sama cmoknęłam jego usta delikatnie. Oderwałam się od niego i wzrok przeniosłam od razu na jego zielone oczy...on nie był mi dłużny, znów to robił, znów uwodził mnie wzrokiem. Czułam jak na mych polikach zawitały gorące rumieńce, na co Hazza uśmiechnął się tylko i jednym delikatnym ruchem odgarnął włosy z mego prawego polika. Po moim ciele przeszedł delikatny i gorący dreszcz, a na mych polikach znów zawitały rumieńce. Hazza wciąż obejmując mnie w talii pociągnął mnie za sobą.  Zatrzymał się przed wyjściem na taras i zasłonił me oczęta.
- Idź. Poprowadzę Cię. - powiedział, a właściwie szepnął swym ochrypłym głosem. Szłam za nim, ufałam mu. Nagle zatrzymał się i uwolnił me oczy. Jedyne co wtedy ujrzałam to trawa, rzeka i drzewa. Zdezorientowana powiedziałam:
- Eeeem....ładne miejsce... - na co Styles zaśmiał się tylko i jednym ruchem obrócił mnie ku sobie. Nasze brzuchy i nosy stykały się, a prosto na nas padały promienie zapalonych świeczek rozstawionych dookoła tarasu. Zdjęłam jego dłonie z mojej talii, ale nie puściłam ich. Wciąż je trzymając, przekręciłam głowę delikatnie w prawo, gdzie ujrzałam stolik, zwyczajny stolik, a na nim krwisto-czerwono obrus, dwie zapalone już świeczki, talerze i sztućce specyficznie ułożone, a między nimi płatki białych róż.



W mym oku zakręciła się łza...łza szczęścia, która z czasem spłynęła po mym poliku, a potem kolejna i kolejna. Uśmiechnęłam się i spojrzała w jego oczy przez moje całe we łzach. Nie wytrzymałam, nie byłam w stanie wydusić  z siebie nic, więc wpiłam się w jego ustach. Gdy oderwałam się od niego, on tylko uśmiechnął się znacząco i swą ciepłą dłonią starł łzy z mego polika, po czym odsunął krzesło bym mogła usiąść.
- Dżentelman - powiedziałam uśmiechając się, wciąż cała we łzach. W tle przygrywało nam cicho i delikatnie Little Things. Harry usiadł na przeciwko mnie i patrzył, po prostu patrzył, a raczej topił się w mych tęczówkach. Z hipnozy, jeśli tak mogę to nazwać wyrwałam go pytaniem:
- Zamierzasz dalej się tak gapić czy coś zjesz.? -  na co on potrząsnął lokami i zarumieniony i zakłopotany jednocześnie wziął przykład ze mnie i zabrał się za jedzenie...


*Z perspektywy Isabelle*

 Ciemność to jedyne co miałam, wtedy przed oczami.  Nagle poczułam jak spadam...spadam w dół, jak w przepaść bez dna. Natychmiastowo otworzyłam oczy i co ujrzałam.? Sufit...biały sufit, a z boku dobiegało głośne chrapanie...chrapanie Nialla oczywiście. Spojrzałam na niego, na jego blond włosy, oczy zamknięte wówczas i uśmiechnęłam się, po czym poszłam do swojego pokoju, w którym od razu pokierowałam się do łazienki. Myślami byłam wciąż Zaynem, a  w głowie nadal miałam słowa tych wszystkich Directionerek. Stanęłam nad zlewam i spuściłam głowę  w dół. Z oczu spływały mi łzy prosto do zlewu...jedna po drugiej. Suka....dźiwka....suka...dźiwka...suka...dźiwka....suka....takie słowa chodziło po mojej głowie. Nie wytrzymałam, coś we mnie pękła. Płakałam jak noworodek. W pewnym momencie przyszła mi do głowy pewna myśl, więc podniosłam głowę i spojrzałam w lustro.  Na polikach miałam czarne łzy...czarne od tuszu.
- Suka - powiedziałam sama do siebie, wciąż patrząc w swoje odbicie - Dźiwka - powiedziałam głośniej - Suukaaa -  wykrzyczałam sobie prosto w twarz. Nie wytrzymałam, uderzyłam z całej siły   w lustro. Z przerażeniem patrzyłam jak odłamki łazienkowego lustra ranią moje palce. Przyznam, wykonanie tej czynności przyniosło mi przyjemność. Krew z moich palców spływała prosto do zlewu tak samo jak moje łzy. Nie wiedziałam co we mnie wstąpiło, po prostu nie mogłam dłużej patrzeć, na swoje odbicie w lustrze, więc uderzyłam w nie najmocniej jak potrafiłam...mocniej niż kiedykolwiek i w cokolwiek. Nagle poczułam wibrację w mojej prawej kieszeni...tak to mój telefon. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałam, co chwila pociągając nosem. Poznałam ten głos, to był Zayn.
- Płaczesz.? - powiedział swym anielskim głosem.


-




Nie wytrzymałam...jego głos i wszystko wróciło, wszystkie wspomnienia, mimo iż było  ich tak mało. Rzuciłam telefon gdziekolwiek, a mówiąc gdziekolwiek mam na myśli zlew. Tak wrzuciłam telefon do zlewu i wybiegłam na dwór. Biegłam przed siebie, cała we łzach ledwo widząc cokolwiek...krew wciąż spływała  z mej dłoni. Wbiegłam do pierwszej lepszej budki telefonicznej, gdzie oparłam się o tylną ścianę i zamknęłam oczy, gdy nagle poczułam, iż ktoś na mych bladoróżanych ustach złożył delikatnego całusa....


---------------------------------------------------------------------------------------

No i mamy kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba i przepraszam, że tak długo go nie dodawałam, ale szkoła...brak weny...szkoła...brak weny i tak na zmianę. Mam nadzieję, że zrozumiecie. Kolejny rozdział  postaram się napisać w najbliższym czasie, ale niczego nie obiecuję. /Joanne

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
8 KOMENTARZY = KOLEJNY ROZDZIAŁ